„Do trzech razy sztuka” – rozmowa z Janem Hołubem

Mimo że wszyscy w pamięci mamy jeszcze igrzyska w Tokio, o tych w Paryżu myśli już pływak – Jan Hołub. Jak sam przyznaje, do trzech razy sztuka. Zapraszamy do rozmowy z zawodnikiem AZS UMCS.

Przełom stycznia i lutego to dla pływaków przede wszystkim czas przygotowań. Jak Tobie mija ten okres?
Od początku roku na poważnie zacząłem już treningi. Po drodze złapała mnie choroba i brałem antybiotyk, ale teraz już prawie od dwóch tygodni jestem w rytmie treningowym i jest w porządku. Wszystko idzie w dobrym kierunku.

Na początek praca nad siłą?
Tak. Staramy się zbudować jak najlepszą bazę, bo właśnie na jej podstawie będziemy pracować cały sezon. Tak naprawdę to nie jest baza tylko pod starty na ten rok, ale powoli w tym wszystkim myślimy już o igrzyskach w Paryżu.

Za Tobą udział w Mistrzostwach Województwa Lubelskiego w Wieloboju Pływackim. Rozumiem, że jest to start mocno treningowy i nie wynik się tutaj liczy. Jak się czułeś w sobotę w wodzie?
Tak jak wspomniałeś, dla mnie to był trening. W wodzie czułem się natomiast naprawdę bardzo dobrze. Trener wyznaczył mi kilka zadań do zrealizowania jeszcze przed moim startem na 200 metrów i muszę przyznać, że, gdy przyszło mi płynąć wspomniane 200 metrów, to byłem już troszkę zmęczony. Może dlatego też poniosłem porażkę, co dawno mi się już nie zdarzyło w tego typu zmaganiach. Ale z drugiej strony fajnie, że ktoś mógł ze mną wygrać. Na pewno bardzo dobrze się z tym czuł i pewnie była to taka pozytywna dawka motywacji dla tej osoby do dalszej pracy.

Ktoś mógłby powiedzieć, że pokonał olimpijczyka… Jednak wszyscy pamiętamy zamieszanie z Twoim startem w Tokio, a w zasadzie z brakiem startu, bo ostatecznie z powodu błędu Polskiego Związku Pływackiego musiałeś wrócić do kraju. Długo to w Tobie siedziało?
Co ciekawe, okazało się, że mogę nazywać się olimpijczykiem. Wedle przepisów, jeśli ktoś odbierze nominację, to już nim jest. Sam byłem zdziwiony, bo wcześniej myślałem, że trzeba ukończyć start podczas igrzysk, ale mój trener ustalił co innego. A odpowiadając na pytanie, to jestem typem człowieka, który skupia się na tym co jest teraz, a nie na tym, co już było. Szybko się otrząsnąłem i wyciągnąłem z tego pozytywne rzeczy.

Okazało się to dla Ciebie nowym bodźcem i chęcią udowodnienia czegoś światu?
Na pewno po tych wydarzeniach z Tokio przybyło mi wiele motywacji do działania. Było to już moje drugie podejście do igrzysk, zatem do trzech razy sztuka.

Do tych najbliższych – w Paryżu zostało jeszcze dwa i pół roku. Wydaje się to dosyć odległe w czasie. Ty już w tym momencie wszystko podporządkowujesz pod te igrzyska?
Tak, teraz myślę tylko o igrzyskach w Paryżu. Staramy się z trenerem ułożyć taki plan, abym podczas ich trwania był w szczytowej formie. Ten szczyt powinien też być, kiedy będę walczył o kwalifikację olimpijską oczywiście. Dlatego przez najbliższe dwa lata mogę nie błyszczeć, bo co innego po prostu zakłada nasz plan. Jednak kto wie? Może mile zaskoczę sam siebie? Może być różnie. Jestem podekscytowany, bo będziemy wprowadzać pewne nowe rzeczy, także nie mogę się doczekać, co przyniesie przyszłość.

Powiedziałeś o nowych rzeczach. To znaczy, że twój trening przybierze teraz nową formę wobec tego co było?
Przede wszystkim pracuję teraz z innym trenerem – Przemysławem Lisem, który prywatnie jest też moim kolegą. To bardzo inteligentny człowiek, który podobnie do mnie bardzo się angażuje w wykonywane zadanie i jest mocno zmotywowany do pracy. Jestem bardzo doświadczonym zawodnikiem, a Przemek ma świeże spojrzenie, inspiruje się nowymi trendami. Wierzę, że to wszystko przyniesie zamierzone efekty.

Jak sam mówisz, myślisz o Paryżu, myślisz długofalowo. Ale po drodze do igrzysk będzie realna walka o udział w innych imprezach międzynarodowych?
Trzeba myśleć o takich imprezach i próbować w nich wystąpić. One są ważnym elementem przygotowań. To taka bieżąca i najlepsza kontrola własnej dyspozycji. Uczy też umiejętności trafiania z wysoką dyspozycją na dany dzień.

A skąd decyzja o zmianie trenera? Z tego co wiem Twoja współpraca z Maciejem Hamplem dobrze się układała.
Zmiana to stanowczo zbyt dużo powiedziane. Jestem z Lublina: tutaj mam rodzinę, dziewczynę, dom. Współpraca z Maćkiem wiązała się z tym, że musiałem przebywać w Łodzi, a wracałem do domu tylko na weekendy. Po prostu chcę trochę więcej czasu pobyć z bliskimi, a w Lublinie trenera też musiałem mieć. Moim naturalnym wyborem był Przemek Lis. Myślę, że z trenerem Hamplem, z którym wywalczyliśmy minimum na igrzyska w Tokio, będziemy jeszcze pracować. Jednak to pewnie bliżej września przyszłego roku.

Twoim koronnym dystansem jest 200 metrów stylem dowolnym. Jest jeszcze miejsce i czas na próbowanie czegoś innego, czy całość przygotować na ten jeden dystans?
Wydaje mi się, że głównie będziemy dopracowywać 200 metrów, choć sam trening na 100 metrów tak naprawdę niewiele się różni. W moim przypadku można łączyć oba. Treningi jednak będą robione z myślą o 200 metrach i to tu kładziemy nacisk.

Kiedy czekają Cię pierwsze poważniejsze starty?
Pod koniec lutego popłynę w Grand Prix Pucharu Polski w Ostrowcu.

fot. Kamil Wojdat
Autor: Kamil Wojdat

http://invest.lubelskie.pl/pl