Przed Polskim Cukrem AZS UMCS Lublin kolejne bardzo wymagające starcie w Eurolidze. Już we wtorek akademiczki zmierzą się z Fenerbahce Alagoz Holding. Zapraszamy do przeczytania rozmowy z trenerem Krzysztofem Szewczykiem.
Skończyła się wasza zwycięska passa. Po 3 wygranych zaliczyliście 2 porażki. Jak zatem wyglądają nastroje w drużynie przed najbliższym, bardzo trudnym spotkaniem?
Wiadomo, że nastroje nie są najlepsze. Każdy jest zawiedziony, szczególnie tą wczorajszą porażką w Poznaniu. Po prostu musimy grać lepiej i myślę, że każdy zdaje sobie z tego sprawę.
Jakie wnioski wyciągnęliście po przegranych z ekipami z Poznania i z Miszkolca? W jakich aspektach drużyna musi się poprawić?
Na pewno gra w ataku szwankuje. Brakuje nam płynności w rozegraniu, mamy problemy ze stratami i z wykończeniem prostych rzutów. Przede wszystkim nie mamy odpowiedniej skuteczności. Musimy trafiać za 3 punkty. Te pozycje najczęściej są otwarte, ale niestety za często w tych sytuacjach pudłujemy.
Czego obawia się Pan najbardziej ze strony Fenerbahce? Jaki jest ich największy atut?
To jest najlepsza drużyna w Europie, nie ma co ukrywać. Oni tak naprawdę mają same atuty. Są klasowi gracze podkoszowi, są świetni obwodowi. Tak naprawdę musimy być skoncentrowani na wszystkim. Chcemy podążać według swojego planu i zobaczyć co może nam to dać.
Jaki to będzie plan? Czym będziecie chcieli zaskoczyć Turczynki?
Wiadomo, że pod koszem jest ogromna przewaga Turczynek. Po dobrej obronie będziemy musieli wyprowadzać szybkie ataki. Po pick and rollu próbować atakować i rozrzucać obronę Fenerbahçe. Tak jak wspominałem wcześniej, przede wszystkim musimy trafiać.
Rozegraliście już 4 spotkania w Eurolidze. Czy po tych doświadczeniach może Pan określić, jaki jest wasz cel na tegoroczne rozgrywki międzynarodowe?
Celem jest uzbierać jak najwięcej wygranych. Jesteśmy zespołem, który pierwszy raz gra w Eurolidze. Brakuje nam ogrania na tak wysokim poziomie, ale z każdym meczem zbieramy doświadczenie. Naszym planem jest po prostu wygranie jak największej ilości spotkań.
Wróćmy jeszcze na krajowe podwórko. Po dwóch pewnych wygranych w Orlen Basket Lidze Kobiet dość niespodziewanie przegraliście z Enea AZS Politechnika Poznań. Czy można to traktować jako wypadek przy pracy?
Wszyscy już przed sezonem mówili, że ta liga będzie pełna niespodzianek. Po wprowadzeniu nowych przepisów różnice między najlepszymi zespołami a tymi, które chcą gonić tę czołówkę, zmniejszyły się. Grając na dwóch frontach, nie da się uniknąć porażek. Oczywiście nikogo to nie cieszy i chcemy liczbę przegranych zminimalizować. Dopóki będziemy grali w Eurolidze, od czasu do czasu niestety zdarzy się porażka.
W aktualnym sezonie gracie mecze co 3-4 dni w miastach oddalonych od siebie o setki, a nawet tysiące kilometrów. Czy takie natężenie spotkań mocno wpływa na zespół? Jak sobie z tym radzicie?
Z pewnością to znacząco wpływa na zespół. Nie zapominajmy, że oprócz meczu dochodzi jeszcze transport. Jeśli chodzi o wyjazdy euroligowe, to do samego obciążenia wynikającego ze spotkania trzeba doliczyć jeszcze 2 dni w podróży. Patrząc całościowo, to przez jeden mecz w Eurolidze z rytmu tygodniowego wypadają nam 3 dni. Wtedy brakuje czasu na przygotowanie się do poszczególnych przeciwników. Nie jesteśmy w takiej sytuacji jak zespoły, które grają tylko w Polsce. My nie mamy całego tygodnia na przygotowanie się do meczu, ale taka jest cena gry w pucharach.
Czy pomimo tego sądzi Pan, że doświadczenie zdobyte w Eurolidze pozytywnie wpłynie na rozwój drużyny?
Oczywiście, że tak. To jest dla nas trzeci taki rok, no i wiemy, jak się to odbywa. Zawsze tak jest, że sezon regularny gramy w kratkę. Natomiast później, już po odjęciu pucharów, kiedy jest więcej czasu na przygotowanie i na zgranie się, ta gra wygląda zdecydowanie lepiej. To doświadczenie zaprocentuje w przyszłości.
Fot. Elbrus Studio
Autor: Michał Długosz