Michał Rozmys wraca do formy sprzed kontuzji. Specjalista w biegach średniodystansowych przygotowuje się do sezonu letniego i walczy o wypełnienie minimum na igrzyska olimpijskie. Zapraszamy do rozmowy z lekkoatletą AZS-u UMCS Lublin.
W ubiegłym roku na lato zapowiadałeś bardzo ambitne cele na czele z minimum na igrzyska olimpijskie. Co się stało, że nie zdołałeś ich zrealizować?
Po drodze niestety było dużo problemów ze zdrowiem. W trakcie sezonu były tam niepowodzenia ze względu na taktykę w trakcie biegu, później w trakcie przygotowań też było kilka innych problemów. To się nawarstwiło i nie przełożyło na wyniki. Bardzo mocno trenowałem i prawdopodobnie też się przetrenowałem. Zresztą w ostatnim czasie pokazały to kontuzje. Troszeczkę powinienem wyluzować niż skupić się na gonieniu kilometrów.
Jakie wnioski wyciągnąłeś względem poprzedniego lata?
Tamten okres został dobrze spożytkowany. Zrobiłem bardzo dużą bazę, ale no niestety się przetrenowałem. Do tego lata chciałbym przede wszystkim uniknąć kontuzji. Wnioski są takie, że powinienem bardziej skupić się na tym, co dzieje się dookoła. Na całej obudowie treningowej niż stricte na danych jednostkach treningowych.
Miałeś takie poczucie, że to, co nie wyszło latem, chciałeś sobie odbić w hali?
Tak i dlatego, kiedy pojawiały się jakieś pierwsze sygnały, że organizm się broni przed tym, co robię, ja je ignorowałem. Dokręcałem mu jeszcze bardziej, więc podziękował mi wraz z rozpoczęciem sezonu. Ponieważ dobrze przetrenowałem całą zimę i forma była jak nigdy, to nie chciałem odpuszczać, tylko wykorzystać to, co wytrenowałem. Stąd mogły się pojawić jakieś pierwszy sygnały, że jestem przetrenowany.
Ty chyba jesteś taki typem walczaka. Gdy podczas biegu na Meeting De L’Eure pojawił się uraz, to chciałeś dobiec do końca.
Miałem cały czas w głowie, że jestem w stanie poprawić rekord Polski. Biegłem na ten wynik praktycznie przez tysiąc metrów, nie męcząc się jakoś zbytnio. Wystarczyło dobiec do końca. Kiedy pojawił się ból, powiedziałem sobie, że nie powinno być problemu. Cały czas z tym bólem jakoś walczyłem, ale po kolejnym tysiącu już zauważyłem, że niestety zaczynam zwalniać. To już był taki sygnał, że ten ból jest na tyle duży, że powinienem jednak przestać. Okazało się, że po zakończonym biegu noga była mocno spuchnięta. Kilka dni później zrobiłem rezonans. Wyszło, że jest złamana i muszę odpuścić bieganie na sześć tygodni, miesiąc w ortezie. To mnie więcej kosztowało na początku psychicznie, ale z racji, że miałem dużo zajęć w rodzinnym gronie, dużo się u mnie działo takiego dobrego, to nie zauważyłem tych sześciu tygodni bez biegania.
Doznałeś złamania zmęczeniowego, a więc kontuzji, na którą najczęściej narażeni są biegacze średnio i długodystansowi. To chyba nie jest kontuzja nagła, a efekt tego procesu eskalowania bólu.
Trudno określić, kiedy kość pęka. Tutaj jest bardzo cienka granica. Trenujemy na 100% przez cały rok i kiedy ból jest nie do zniesienia, to wtedy działamy badamy. Często okazuje się, że może być już za późno, żeby cokolwiek leczyć. Trzeba po prostu już działać doraźnie.
Jak wygląda proces powrotu do formy po takiej kontuzji?
Odbudowa początkowo wyglądała tak, że jeździłem sporo na rowerze, żeby wrócić do tej bazy wytrzymałościowej. Sporo pływania, biegania w basenie, żeby nie obciążać stopy i nogi, ponieważ cały staw skokowy musiał być początkowej fazie powrotu zablokowany. To nie ułatwiało przygotowań, ale kiedy już mogłem poruszać się w miarę mobilnie, zacząć chodzić i truchtać, to wszystko wróciło do normy. Jedyne skutki tego urazu są takie, że całe ciało i wytrzymałość troszeczkę opadły, więc powrót do tej formy zajmie mi kilka tygodni. Teraz będę skupiał się na tym na obozie w Kenii.
Jakie masz plany na ten rok olimpijski?
Mini cele są takie, żeby dobrze przetrenować ten obóz w Kenii. Będzie trwał sześć tygodni, więc można powiedzieć, że bardzo długo, bo przeważnie są to cztery tygodnie. Zjadę prosto na start do Chorzowa, gdzie będę startować na 800 metrów na Memoriale Janusza Kusocińskiego. W początkowej fazie sezonu skupię się bardziej na 800 metrach. Być może jeśli wszystko będzie dobrze, wystartuje ze dwa razy przed mistrzostwami Europy na 1500 metrów. Później zdecyduję, czy na mistrzostwach Europy w Rzymie, które są na początku czerwca, będę startować 800 czy 1500 metrów. Na ten moment moja forma bardziej wskazuje na to, że będzie to 800 metrów, czyli taki powrót do korzeni. Po mistrzostwach Europy bieganie stricte 1500 metrów na minimum olimpijskie. Na koniec czerwca mistrzostwa Polski i wtedy będzie sprawa już bardzo jasna.
Twoje marzenie o medalu olimpijskim jest nadal realne?
To marzenie troszeczkę zaczęło uciekać wraz z kontuzją. Będę się cieszyć, jeśli powtórzę się sukces z Tokio, czyli finał olimpijski, a w finale może się wszystko zdarzyć. W ostatnich latach poziom na 1500 metrów drastycznie wzrósł i na pewno nie będzie łatwo.
Zachęcamy Państwa do rozliczenia swojego PIT-u z AZS-em UMCS Lublin i przekazania nam swojego 1,5% podatku. Wasze wsparcie pomaga nam rozwijać klub i pisać kolejne piękne rozdziały historii jego funkcjonowania.
KRS: 000056079
Swój PIT możesz rozliczyć przy naszej pomocy. Dowiedz się więcej.
Fot. Elbrus Studio
Autor: Rafał Małys