Paulina Guba zakończy w tym roku karierę zawodowego sportowca. Legenda pchnięcia kulą powalczy jednak jeszcze o trzeci z rzędu start na igrzyskach olimpijskich. Zapraszamy do rozmowy z zawodniczką.
Rok temu nie widzieliśmy Cię w hali. Podkreślałaś w wywiadach, że chciałaś zregenerować się po kontuzji. Rzeczywiście to się udało?
Powiedzmy, że w 50% się udało. Zmieniłam też trenera w zeszłym roku, więc może dlatego też nie wystartowałam na tej hali. Mam nadzieję, że w tym sezonie będzie dużo lepiej. Pierwszy i ostatni raz w hali zobaczycie mnie 16 lutego. Właśnie wtedy są Halowe Mistrzostwa Polski. Nie planuję wcześniej żadnych startów.
Czego oczekujesz względem tych mistrzostw?
Przede wszystkim chcę zobaczyć, jak wyglądam na zawodach. Wiadomo, że na treningu wygląda się inaczej i ten stres jest zupełnie inny. Chciałbym zobaczyć, na jakim etapie przygotowań jestem do sezonu letniego. Chcę tak trochę przebiec przez tę halę, odpocząć od tych dosyć długich i żmudnych przygotowań. Dlatego robię taką krótką przerwę, że odpuszczam trening i będę startowała w hali.
Mimo ciągnącej się za tobą kontuzji byłaś w stanie zdobywać medale mistrzostw kraju. Jaki zatem panuje poziom w tej dyscyplinie?
Niestety historia zatoczyła koło. Wdzierając się praktycznie jeszcze jako juniorka do tej takiej elity, żeby zdobyć medal na mistrzostwach Polski seniorów, to pierwszy raz na podium stanęłam, gdy nie pchałam nawet 16 metrów. Pchałam pod 16 metrów i właśnie wtedy zdobyłam pierwszy medal mistrzostw Polski seniorów w hali. Przez to, że jest mało młodzieży pchającej kulą, no to poziom troszeczkę spadł. Może właśnie dlatego jestem w stanie zdobyć medal jeszcze.
Jak można to zmienić, żeby zachęcić młodzież do tej dyscypliny?
Chodzę po szkołach zarówno tych zwykłych, jak i sportowych i namawiam zawodników. Mówię, że nie muszą pchać kulą, mogą biegać, skakać. Tak naprawdę wszystko mogę trenować. Jak to zmienić w pchnięciu kulą? Sama nie wiem, bo to jest ciężka dyscyplina. Musisz być szybki i silny, plus wiadomo, że to ciało kobiety nie wygląda tak, jak jakiejś modelki z wybiegów. W pewnym wieku dziewczyny dochodzą do takiego momentu i stwierdzają, że albo nie chcą, albo coś im się nie podoba w tym sporcie. Większość, która miała dobre warunki fizyczne, odchodzi tak naprawdę z powodu kwestii pieniędzy. Nie każdego stać, bo tak naprawdę, kiedy przechodzisz z młodzieżowca do seniora, to się zastanawiasz, co masz zrobić. Ja miałam to szczęście, że miałam i mam dobry klub, który się mną zainteresował, złapałam sponsora. Tu dużą rolę grają pieniądze, bo trzeba się utrzymać. Gdy mieszkałam w Gdańsku, to musiałam zapłacić za akademik, studia, wyżywienie.
Będąc tym młodzieżowcem, to co cię właśnie skłoniło, żeby na stałe zostać przy kuli? Wcześniej próbowałaś jeszcze swoich sił w dysku.
Początkowo nawet bardziej podobał mi się dysk. W Otwocku jednak nie miałam warunków, żeby trenować rzut dyskiem. Potem przeprowadziłam się do Gdańska, gdzie już zupełnie nie było ku temu możliwości. Trenera też miałam, który trenował praktycznie 40 lat pchnięcie kulą. Powiedział, że absolutnie nie będę rzucała dyskiem, tylko pchała kulą, bo w tym widzi przyszłość.
W latach 2011-2021 zanotowałaś bardzo imponującą serię, gdy praktycznie zawsze sięgałaś po złoto mistrzostw kraju. Kiedy więc zaczęły się pojawiać medale z innego kruszcu, był ogromny niedosyt?
Gdyby nie to, że przytrafiła mi się kontuzja tego kolana, która się ciągnie, to zdobywałabym dalej te złote medale. Oczywiście, żeby nie było, że jestem jakaś nieskromna, ale byłam na tyle wytrenowana i mam na tyle dobre warunki fizyczne, że je zdobywałam. Ze względu na kontuzję uważam, że mi tak źle idzie. Z mistrzostw w tamtym okresie, to pamiętam Sopot (red. 2014 rok), bo wtedy nie było złota. We wrześniu miałam operację stopy, a trener powiedział, żeby wystartować. Tam było, że jeżeli wygra się mistrzostwa Polski w hali, z resztą pierwszy i ostatni raz w Sopocie, to w nagrodę można było wystartować na halowych mistrzostwach świata. Dlatego tak naprawdę wystartowałam wtedy. Niestety przegrałam, ale to też tylko o parę centymetrów, więc nie było żadnego żalu.
Ta kontuzja była głównym powodem, dlaczego wyznaczyłaś sobie ,,deadline” końca kariery?
Nie, ja po prostu wyznaczyłam sobie taki ,,deadline”, że w wieku 33 lat skończę trenować. Trenuję już bardzo długo, bo to jest już prawie 16 lat. Ten organizm już jest taki zmęczony i można powiedzieć wyeksploatowany, układ nerwowy podobnie. Człowiek trenuje, bardzo chce, ale czasem to po prostu nie idzie. Pewnych rzeczy się nie przeskoczy no i niestety nie przeskoczę ani wieku, ani procesu regeneracji, który jest już dużo wolniejszy. To będzie mój ostatni rok w sporcie.
Ten rok będzie niezwykle ważny chociażby z tego względu, że są igrzyska olimpijskie. Ty z imprezą tej rangi masz dużo wspomnień.
Zdecydowanie igrzyska w Rio najbardziej zapadły mi w pamięć. To były moje pierwsze igrzyska, a pamiętam, że do minimum zabrakło mi dwóch czy trzech centymetrów. Zdecydowano jednak, że jestem młoda, dobrze rokująca, więc wezmą mnie na te igrzyska, mimo że jest to tak daleko. Pojechałam niby bez minimum, ale w eliminacjach zrobiłam to minimum. Praktycznie pchnęłam rekord życiowy i zabrakło mi kilku centymetrów, żeby dostać się do takiego ścisłego finału, bo byłam trzynasta. Myślę, że to był taki największym sukces, czyli sam fakt, że pojechałam na igrzyska i naprawdę dobrze się w nich zaprezentowałam. To były czasy, gdy były jeszcze te topowe zawodniczki, gdy podium dawało 20,5 metra. Fajne było to, że obyłam się z tą imprezą, nabrałam takie doświadczenia. To jest zupełnie inna impreza niż mistrzostwa świata czy Europy. Tokio natomiast to był niewypał. Byłam z dużą kontuzją i w ogóle się zastanawiałam, czy jechać na te igrzyska, bo to było zaraz po operacji. Cóż, trzeba mieć i takie starty.
Kurs na Paryż w tym roku jest osiągalny?
Mam nadzieję, że dam radę. Jeżeli to zdrowie utrzyma się na jakimś poziomie to tak. Wrócić na taki poziom 19 metrów i więcej to jest bardzo trudno. Ten trening był bardzo ciężki i przyznaję, że pewnych ćwiczeń nie jestem już w stanie po prostu zrobić. Załapać się gdzieś w rankingu i pchnąć pod minimum, to myślę, że jestem jeszcze w stanie.
Zachęcamy Państwa do rozliczenia swojego PIT-u z AZS-em UMCS Lublin i przekazania nam swojego 1,5% podatku. Wasze wsparcie pomaga nam rozwijać klub i pisać kolejne piękne rozdziały historii jego funkcjonowania.
KRS: 000056079
Swój PIT możesz rozliczyć przy naszej pomocy. Dowiedz się więcej.
Fot. Elbrus Studio
Autor: Rafał Małys