Od zmiany klubu aż po sposób treningu. Chociaż Hubert Kozelan uznaje się za rasowego indywidualistę, to może się pochwalić również sukcesami w sztafetach. Zapraszamy do rozmowy z lekkoatletą AZS-u UMCS Lublin.
W sezonach halowych masz już liczne sukcesy młodzieżowe. Czy można powiedzieć, że hala to już taki twój rejon?
Ciężko powiedzieć szczerze mówiąc. Do tej pory do hali nie przywiązywałem zbyt dużej uwagi. W tym roku było tak samo, szczególnie że za mną dużo zmian. Zmieniłem klub, zmieniłem trenera, sposób treningu i doszło też dużo rzeczy technicznych. Przez to ta hala nie jest jeszcze takim momentem, w którym mogę oczekiwać jakiś spektakularnych wyników, aczkolwiek myślę, że przyjdą one już za rok, za dwa lata. Mój trener Maruszewski ma bardzo dobre zaplecze, jeśli chodzi o trening startu z bloku, co było do tej pory moją taką piętą achillesową. Myślę, że ta współpraca będzie owocować jak najbardziej tym, że odnajdę się w tej hali lepiej niż wcześniej.
Skąd decyzja o tak licznych zmianach?
Złożyło się na to wiele aspektów. Przede wszystkim mój poprzedni klub nie był w stanie mi zagwarantować godziwych warunków trenowania czy nawet wyjazdów na zawody. Poza tym nie dawał mi możliwości, żebym mógł jednocześnie uczyć się, ponieważ jestem studentem oraz trenować. Na UMCS-ie mam ten przywilej, że mam program kariery dwutorowej i naprawdę nikt nie robi mi pod górkę, gdy nie mogę być na jakiś zajęciach, czy nie mogę pojawić się na kolokwium. Wszyscy tutaj starają się pomagać, jak tylko mogą. Niestety wiem, jakby to wyglądało w starym klubie no i nie mogłem podjąć innej decyzji. Trener Maruszewski jest genialnym trenerem, ale mój poprzedni szkoleniowiec też był świetny, aczkolwiek tu przeważyły bardziej aspekty klubowe, aniżeli trenerskie.
Dla zawodowego lekkoatlety ciężko jest łączyć przygotowania do zawodów z edukacją?
Bardzo starają się pomagać wykładowcy i ludzie, którzy są w tę edukację zaangażowani. Nie ukrywajmy jednak, że kiedy jeździ się na wyjazdy średnio raz na dwa tygodnie, w dodatku nie na kilka dni, a na tydzień, to ciężko jest to pogodzić. W momencie, gdy nie można zaliczyć w pierwszym terminie niektórych zajęć, trzeba się potem przygotować na kumulację tego. Nie jest to może najprostsze, ale da się zrobić, jeśli się chce.
Jeżeli zaś chodzi o wyjazdy, to twoja najdalsza wyprawa na zawody to zeszłoroczne mistrzostwa świata U20 w Cali. Mimo że sukcesu nie było, to jak nowe doświadczenie wpłynęło na twój dalszy rozwój?
Była to pierwsza tego typu impreza w moim wykonaniu. Wyjazd wspominam bardzo fajnie, można się było troszeczkę obyć z zawodnikami najwyższej klasy w mojej kategorii wiekowej. Cieszę się, że mogłem poczuć klimat tak dużych zawodów. Myślę, że takie przygotowanie mentalne będzie owocować na pewno fajnymi działaniami na wielkich imprezach w przyszłości.
Biegi indywidualne czy sztafeta?
Szczerze to jestem rasowym indywidualistą, ale tutaj mamy naprawdę świetną ekipę do 4×100 metrów. Grzechem by było nie chcieć w tym uczestniczyć.
Dla niektórych jest to dopiero początek sezonu halowego. Ty nie należysz do tej grupy, patrząc, ile masz już za sobą startów.
Tak to prawda. Z racji tych zmian postanowiliśmy, że w tym roku faktycznie będzie trzeba się obyć z tym, co zostało wprowadzone. Mamy dużo czasu na jakieś poprawki, zamiast wyjeżdżać na dwa starty przed mistrzostwami Polski, to postanowiliśmy troszkę przedłużyć ten sezon. Myślę, że to taka fajna zaprawa przed przygotowaniami do sezonu letniego.
Kiedy kolejne sprawdziany formy?
W tym sezonie czekają mnie dopiero mistrzostwa Polski seniorów oraz U23. Odbędą się one 18 lutego i to będzie mój ostatni start w tym sezonie. Jedyny cel, jaki mnie może prowadzić to osiągnięcie życiówki, ewentualnie wejście do finału. W tym roku podziało się tyle zmian, że nie można chcieć wszystkiego od razu. Na razie mierzę miarą, którą aktualnie mogę, a później zobaczymy.
Fot. Elbrus Studio
Autor: Rafał Małys