Malwina Kopron podczas 32. Letnich Igrzysk Olimpijskich Tokio 2020 sięgnęła po brązowy medal w rzucie młotem. Podium zagwarantował wynik 75.49 metra. O tym sukcesie porozmawialiśmy z zawodniczką AZS UMCS Lublin podczas jej wizyty w Lublinie.
Poleciałaś na igrzyska, wystartowałaś, skończyło się medalem. Słuchając Twoich wywiadów przed igrzyskami, można odnieść wrażenie, że po prostu wykonałaś plan. W końcu mówiłaś, że do Tokio wybierasz się walczyć o podium.
Tak, byłam w tym roku w świetnej dyspozycji. Właściwie do dzisiaj jestem, także zapowiadałam, że po to jadę i to nie były puste słowa. Bardzo się cieszę, że możemy dzisiaj świętować, że się udało!
Trudniejsze były eliminacje czy finał?
Na pewno trudniejsze były eliminacje. Byłam w nich pełna emocji. Potem te emocje opadły, także na finał już jechałam ze spokojną głową.
No właśnie: w pierwszej finałowej próbie gdzieś wyślizgnął się młot. Kolejne próby dawały miejsce poza pierwszą trójką. Szybko po poziomie konkursu okazało się, że jeśli rzucisz to, co w tym sezonie już rzucałaś, czyli 75 metrów, to może być medal. Byłaś spokojna, że tak się w końcu stanie?
Pierwszy rzut był specyficzny, bo poczułam, że zaczyna pękać rączka. Dlatego ten młot wypuściłam i poleciał w siatkę. Jednak wiedziałam, że jeśli się skoncentruję, to jestem w stanie normalnie rzucać. To nie był żaden błąd techniczny. Wiedziałam, co mam robić. W drugiej kolejce zaliczyłam odległość w granicach 73 metrów i powiedziałam sobie: dobra Malwina, jesteś w wąskim finale, to teraz jazda! Bardzo się cieszę, że w piątym podejściu osiągnęłam najlepszy rezultat. Klepię się po plecach, bo powalczyłam i naprawdę jestem z siebie dumna.
Nie miałaś myśli, że będzie srebro? Chyba ciężko było przypuszczać, że w ostatbniej serii przerzuci Cię jeszcze Chinka – Zheng Wang.
Przyznam szczerze, że w szóstej kolejce myślałam właśnie, że miała to srebro. Duże brawa dla Chinki, że przy takiej presji, takich emocji była w stanie rzucić naprawdę bardzo daleko (77.03). Zaskoczyła mnie naprawdę, bo w eliminacjach uzyskała około 74 metrów i to już był jej najlepszy wynik w sezonie. A w finale rzuciła 77 metrów. Nie ma co tego rozpamiętywać, już tego nie zmienię. Bardzo się cieszę z brązu. Przed konkursem medal brałabym w ciemno.
Ten medal chyba ma dla Ciebie jeszcze większy wymiar, biorąc pod uwagę problemy zdrowotne, które w zeszłym roku Cię spotkały. Chyba nie było łatwo?
Miałam pod górkę. Nikomu oczywiście o tym nie mówiłam, bo to nie był ani czas ani miejsce, by to robić. Teraz mogę otwarcie powiedzieć, że w zeszłym roku przeszłam operację. Lekarze w puławskim szpitalu uratowali mi jajnik. To była bardzo prywatna sprawa, ale skoro to gdzieś wyszło: chyba w emocjach o tym wspomniałam, więc teraz mogę już o tym mówić. Było ciężko, były duże problemy zdrowotne. Potem w sezonie miałam kłopot w sezonie, jednak wszystko się dobrze skończyło. Trafiłam na wielu wspaniałych ludzi, którzy bardzo mi pomogli. Psychicznie to też był ciężki sezon. Poradzić sobie z presją, żyć w codziennym stresie nie jest łatwo, ale bardzo dobrze to udźwignęłam.
Jesteś już sportowcem spełnionym?
Mogę śmiało powiedzieć, że jestem już sportowcem spełnionym! Jednak moim celem jest Paryż i mam nadzieję, że za trzy lata wrócę ze złotym medalem igrzysk olimpijskich!
fot. Michał Piłat
Autor: Kamil Wojdat