Angelika Mach, czyli biegaczka długodystansowa AZS UMCS Lublin przez ostatni rok zrobiła ogromny progres. Efekty? Minimum kwalifikacyjna w maratonie na igrzyska w Tokio. Zapraszamy do rozmowy:
W zeszłym roku powiedziałaś sobie, że dajesz sobie rok na to, aby się poprawić i powalczyć o premię w postaci zakwalifikowania się do kadry olimpijskiej. Udało się – dwa miesiące temu w Dębnie sięgnęłaś po srebro w mistrzostwach Polski w maratonie kobiet i mężczyzn i wypełniłaś wspomniane minimum.
Rok temu byłam w kryzysie, zastanawiałam się nawet nad zakończeniem kariery, bo przez ostatnie trzy lata nie szło mi najlepiej. Ze względu na przeniesienie Igrzysk poczułam, że dostałam dodatkowy rok na pracę i uzyskanie wymarzonej kwalifikacji do Tokio. W moim życiu wiele się zmieniło i ostatecznie udało się wywalczyć to minimum.
To był chyba przełomowy moment w twojej sportowej karierze?
Wcześniej miałam taką stagnację, jednak udało się to przełamać, zmieniłam trenera i wszystko zaczęło wychodzić. Pozbyłam się wcześniejszych wątpliwości – do momentu przełomu nie wierzyłam w to, że mogę coś jeszcze osiągnąć, myślałam, że poprzednie sukcesy to może jest już szczyt moich możliwości. Jednak po zmianie trenera, gdy wszystko zaczęło wychodzić na nowo, treningi szły super, wykręcałam coraz lepsze czasy. Zauważyłam, że wszystko zmierza w dobrym kierunku. Na nowo odzyskałam radość z tego wszystkiego, co robię!
Podczas startu w Dębnie odczuwałaś tę presję? Tylko własną czy środowiska także?
Ze środowiska może nie, bardziej od siebie czułam presję z tego względu, że założyłam sobie ten wspomniany rok. Jednak podczas startu bardziej przeważała ekscytacja niż stres – wiedziałam, że jestem dobrze przygotowana i zrobiłam wszystko, co tylko mogłam. A to właśnie dlatego, że podjęłam w swoim życiu wiele zmian plus robiłam wszystkie życiowe treningi. Ekscytacja, że to już jest ten moment, że już minął ten rok, że mogę się w końcu sprawdzić i będzie co będzie.
W twojej dyscyplinie często trzeba stawiać wszystko na jedną kartę?
Może nie zawsze, ale teraz widzę sama po sobie, że daje to dużą motywację. Jeżeli postawi się wszystko na jedną kartę, nie ma wtedy drugiej drogi, drugiego wyjścia. Ta mobilizacja i motywacja jest na dużo wyższym poziomie – żeby zrobić wszystko, co tylko można w drodze do celu!
Mówią ci coś liczby 2:27.08?
Oczywiście, to wynik Aleksandry Lisowskiej. Wyrównała blisko 20-letni rekord Polski w maratonie.
Poprawisz ten rekord?
Tak! Odkąd zaczęłam trenować, to moje marzenie (oprócz wyjazdu na Igrzyska Olimpijskie). Myślałam zawsze, że fajnie by było zapisać się w historii, osiągając rekord Polski. To będzie mój kolejny cel.
Jak wyglądają przygotowania do igrzysk?
Zawody w Pucharze Europy na 10 000 m będą chyba jedynymi startami przygotowawczymi między jednym maratonem w Dębnie a igrzyskami. Teraz już skupiamy się głównie na pracy stricte do maratonu. To są trochę inne prędkości niż na przykład na tych krótszych dystansach. Za niecałe dwa tygodnie wyjeżdżam na zgrupowanie do Szwajcarii do Sankt Moritz na trzy tygodnie, później wracam do Polski na treningi w Goleniowie, bo stamtąd pochodzi mój trener, więc będzie miał mnie na oku. Wtedy do igrzysk zostaną dwa tygodnie, no i wyjeżdżamy na aklimatyzację do Japonii.
Zapewne robisz wszystko, żeby być na tej imprezie w życiowej formie. Jak oceniasz swoją dyspozycję na ten moment?
Jestem w życiowej formie, co w sumie udowadniam już od października zeszłego roku. Weszłam na ten wyższy poziom sportowy i to utrzymuję. Teraz zrobiłam również rekord życiowy na 10 000 metrów, poprawiłam się prawie o minutę, więc wszystko wskazuje na to, że jestem na dobrej drodze. Wiadomo, że do startu w Tokio mam jeszcze dwa miesiące, więc te treningi będą coraz mocniejsze i ta forma będzie powoli wzrastała do maratonu.
Jakie cele na imprezę czterolecia?
Sam wyjazd jest już dużym osiągnięciem, jednakże tak jak do tej pory samo wywalczenie minimum na igrzyska było głównym celem (czyli czas), tak teraz najważniejsze będzie miejsce. Ponadto będą tam ciężkie warunki atmosferyczne ze względu na wysoką temperaturę i dużą wilgotność. Jednak z tego, czego dowiedziałam się od lekarzy kadrowych, to chyba moje gabaryty, mój wzrost i waga będą atutem w takich cięższych warunkach. Drobniejsze osoby lepiej znoszą takie warunki, więc teraz nastawiamy się właśnie dobrą pracę do maratonu, aby uzyskać tam jak najlepszy rezultat.
Mentalnie jesteś gotowa na walkę o wysokie miejsce?
Jestem przygotowana!
fot. Artur Czempas/ Athletics Lifestyle
Autor: Maja Matyjaszek