Bartosz Kitliński: Ambicje są wysokie, bo apetyt rośnie w miarę jedzenia 

Bartosz Kitliński ma za sobą przełomowy rok 2024. 20-letni biegacz AZS UMCS Lublin zakończył tegoroczny sezon z wieloma sukcesami, również na poziomie seniorskim. Lekkoatleta podzielił się oceną swojego sportowego 2024 roku i ambicjami na przyszłość. Zapraszamy do lektury. 

Za tobą pierwsze mistrzostwa seniorskie. Jak czułeś się w tak mocnym gronie, w którym musiałeś rywalizować między innymi z olimpijczykami? 

Najpierw były Halowe Mistrzostwa Polski i był to mój debiut, więc dużym plusem było to, że nie miałem na sobie żadnej presji. Nie mogłem nic stracić, mogłem tylko zyskać. Na podstawie treningów wiedziałem, że jest dobrze i udało się to wykorzystać. Z kolei na Letnich Mistrzostwach Polski była na mnie duża presja, bo z jednej strony to były moje pierwsze mistrzostwa seniorskie na otwartym stadionie, ale byłem liderem tabel. Miałem niebieski numerek, ludzie mnie nakręcali, a do tego bardzo mało brakowało mi do zakwalifikowania się na igrzyska. Wahałem się, czy biec za wszelką cenę na czas i próbować walczyć o Paryż, czy bardziej biec „na miejsce”. Ostatecznie stwierdziliśmy z tatą, że trudno, igrzyska i tak nie były w planie przed sezonem, a będzie jeszcze wiele igrzysk przede mną, w których planuję walczyć o coś więcej niż sam start. Nie udało się, chociaż byłem dobrze przygotowany, ale przegrałem w głowie. Najgorsze zawody są najlepszym treningiem, więc chociaż najpierw byłem zły, to dużo mi to dało. 

Mając w nogach cały sezon, w którym rywalizowałeś już nie tylko na poziomie młodzieżowym, jak oceniasz przeskok w poziomie sportowym, ale też wydolnościowym? 

Największy przeskok poczułem po dołączeniu do kadry narodowej. To było po sezonie 2022 i to był dla mnie duży przeskok przede wszystkim kilometrażowy, bo robiłem dużo więcej kilometrów niż normalnie. Dużo ćwiczeń siłowych było dla mnie ciężkich, więc szczególnie pierwszy obóz był dla mnie naprawdę trudny i czułem się mocno zmęczony. W tym sezonie w moim treningu wprowadziliśmy delikatne poprawki, żeby po prostu być przyzwyczajonym do obciążeń na obozach, żeby to nie był dla mnie szok. Okazało się to strzałem w dziesiątkę, bo już w tym sezonie nie czułem takiego przemęczenia, tylko czułem, że jest to idealnie wymierzone i nie zabije mnie, tylko wzmocni. 

W lutym mówiłeś, że medal Halowych Mistrzostw Polski jest twoim największym osiągnięciem w karierze. Które momenty z zakończonego sezonu będziesz wspominał najlepiej? 

Jeśli chodzi o zestawienie medalowe, to dalej ten halowy medal seniorski zostaje najwyżej. To jednocześnie był brązowy medal seniorski i złoty młodzieżowy. W kwestii wyników miałem cztery biegi w tym sezonie na 1:45 min, a przede wszystkim w Chorzowie 1:45,45 min to był pierwszy raz, gdy zszedłem z 1:47 na 1:45 omijając granicę 1:46. To był szok dla wielu osób w tamtym momencie. W tym biegu na Memoriale Janusza Kusocińskiego biegała praktycznie cała czołówka Polski na 800 m, a ja tam dobiegłem drugi, przegrywając jedynie o 0,05 z Mateuszem Borkowskim, więc to było mocne wejście. 

1:45,13 min z Memoriału Ireny Szewińskiej w Bydgoszczy, to jest to minimum na mistrzostwa Europy po fakcie i do tej pory moja życiówka. Te zawody dobrze wspominam, bo na przykład na memoriale Kusocińskiego i na rozgrzewce i na biegu czułem się super, więc wynik nie był dla mnie takim zdziwieniem, a na memoriale Szewińskiej nie wiem jak zrobiłem tę życiówkę, bo na rozgrzewce i przez praktycznie 500 m biegu czułem, że jest ciężko, a jednak zawziąłem się i dobiegłem na rekord życiowy. 

A jeśli chodzi o największe trudności czy rozczarowania w sportowym 2024, to co byś wskazał? 

Na pierwszym miejscu, jeśli chodzi o porażki w tym sezonie, stawiam Mistrzostwa Polski Seniorów w Bydgoszczy. Jestem trochę pechowcem, bo zabrakło mi kilku miejsc rankingowych i kilku setnych zarówno do Igrzysk Olimpijskich, jak i Mistrzostw Europy. Celowaliśmy w te ME, ale niestety liczył się na nich zeszły sezon, a on mi mało dawał. Zabrakło mi 25 setnych do minimum, a po fakcie wystartowałem na Memoriale Ireny Szewińskiej i zrobiłem tam wynik, który dałby mi kwalifikację i to jest bolesne. 

Pisałeś, że w twoim treningu można jeszcze udoskonalić wiele rzeczy, więc co konkretnie będziesz chciał poprawić u siebie w nowym sezonie? 

Mam duże zapasy siłowe, więc chcę robić postępy na siłowni. Pod koniec roztrenowania albo na początku, kiedy już będę wchodził w treningi, chcemy spróbować też dodatkowego treningu motorycznego raz w tygodniu pod okiem specjalistów i tam byśmy chcieli naprawić mój problem z plecami i mniej mobilne prawe biodro. To może bardzo pomóc, przełożyć się na wyniki i będę mniej narażony na kontuzje. 

Jaką rolę odgrywa twój ojciec w twoim prowadzeniu kariery? 

Na pewno bardzo dużą rolę, bo jest moim trenerem i tatą, wprowadził mnie w świat biegania. Zacząłem przychodzić na treningi mając koło 9 lat, byłem w grupie z moim 6 lat starszym bratem i jego rówieśnikami, więc byłem tam zdecydowanie najmłodszy. Na początku była to głównie zabawa, nieraz na stadionie lekkoatletycznym graliśmy z tatą w piłkę nożną, robiąc bramki z płotków. Później powstała grupa z lekkiej atletyki dla każdego, więc to już byli moi rówieśnicy, koło piątej klasy podstawówki. W tamtym okresie mama przejęła prowadzenie mnie, bo tato zajął się tą starszą grupą, a w tym okresie końcówki piątej i szóstej klasy, to mama prowadziła zajęcia dla grupy, więc miała epizod mojej trenerki.

Dopiero później, od siódmej klasy przeszedłem pod skrzydła taty i stopniowo wszystko zwiększaliśmy w moim treningu. Notuję postęp z roku na rok, bo nie byłem od razu zjeżdżany, tylko tato wszystko mi stopniowo zwiększał: zarówno ilość treningów, kilometry i kilogramy na siłowni. Tak naprawdę nadal mam dość spore zapasy treningowe i dalej będziemy testować różne nowości. To jest moja przewaga, że moim trenerem jest mój tato, mamy dobry kontakt i nie boję się powiedzieć, że coś mi nie pasuje, a jeśli chciałbym coś zmienić i spróbować czegoś nowego, to tato jest bardzo otwarty na te wszystkie moje propozycje. Nieraz po wspólnych rozmowach wprowadzamy coś nowego i daje to efekty. 

Jakie masz plany na 2025 rok? 

Na pewno ambicje są wysokie, bo apetyt rośnie w miarę jedzenia i w przyszłym roku jest dużo imprez międzynarodowych. Chcielibyśmy się skupić na Mistrzostwach Europy U23 i trzeba tam powalczyć już o medal, nie interesuje mnie sam finał, tylko marzę o medalu. Oczywiście najlepszy byłby złoty, ale z każdego bym się cieszył. Oprócz tego fajnie by było pokazać się na imprezach seniorskich, Halowe Mistrzostwa Europy będą w Holandii na początku marca i tam z rankingu już raczej mam miejsce ze względu na dobry sezon obecny. To mimo wszystko jest hala, więc to taki przystanek po drodze do sezonu letniego i w sezonie letnim jeszcze są seniorskie Mistrzostwa Świata. Chciałbym tam wystartować, ale też pokazać się z dobrej strony, o finał może być ciężko, bo teraz poziom na 800 m jest kosmiczny, ale chciałbym się dostać do półfinału. Chciałbym na pewno życiówkę poprawić, żeby to był czas 1:44,5 min, czyli minimum na Mistrzostwa Świata w Tokio. To minimum dałoby mi spokój i zapewniony start na tych mistrzostwach, a nie tak jak w tym sezonie czekać na rankingi. 

Fot.: Bartłomiej Wójtowicz 

Autor: Michał Długosz