Mija tydzień od rewanżowe spotkania Polskiego Cukru AZS UMCS Lublin z Casademont Saragossa. Porażka pięcioma punktami oznaczała dla akademiczek rozstanie się z rozgrywkami EuroCup. O rywalizacji w Saragossie i kolejnych celach lubelskiego zespołu opowiedział trener Krzysztof Szewczyk.
Porażka pięcioma punktami w Saragossie oznacza dla was koniec zmagań na arenie europejskiej. Czy mimo braku awansu jest trener zadowolony z przebiegu meczu?
Wiadomo, że jest niedosyt. Przegraliśmy ten dwumecz zaledwie pięcioma punktami. Mieliśmy swoje szanse, szczególnie bolą te nietrafione rzuty wolne i te spod samego kosza. To nas sporo kosztowało. Gdyby jednak ktoś przed meczem z Saragossą powiedział nam, że tak te dwa spotkania będą wyglądały, to byśmy to brali w ciemno. Zespół z Saragossy jest topową drużyną ligi hiszpańskiej i dwa dni przed rewanżem wygrał dwudziestoma punktami z euroligową Valencią. My natomiast biliśmy się do końca. Spotkaliśmy się tak naprawdę z twardą defensywą, a w Polsce w taki sposób jest w stanie grać w swojej najlepszej formie BC Polkowice. Byli agresywni, byli silni i na każdej pozycji od nas wyżsi. Zostaliśmy tak naprawdę zdominowani fizycznie, ale pomimo tego i tak udało się walczyć do samego końca.
Przed spotkaniem domowym mówił trener, że wy możecie awansować, a Saragossa musi. Zmieniło się to postrzeganie po pierwszym meczu?
Tak samo podchodziliśmy do tego, bo trzy punkty to jest żadna przewaga, zaledwie jednak akcja. Saragossa od samego początku była tutaj faworytem, ale my walczyliśmy do samego końca. Po meczu jak rozmawiałem z trenerem Hiszpanek, to był zaskoczony, jak graliśmy i powiedział, że nie do końca spodziewali się takiego spotkania. Niestety nie udało się nam wygrać.
Po pierwszej połowie prowadziliście, a w zanadrzu mieliście jeszcze przewagę z pierwszego meczu. Jaki był plan na kolejną odsłonę?
Chcieliśmy grać tak samo, czyli próbować agresywnie. Nie chcieliśmy pójść z Saragossą na wymianę ciosów, bo nawet nie byliśmy w stanie tego zrobić. Cały czas to zdobywanie punktów przychodziło nam w ciężki sposób i byliśmy skoncentrowani na defensywie. W czwartej kwarcie przewaga Hiszpanek, o której wspomniałem, sprawiła, że mieliśmy ogromne problemy.
Do tej pory nie widzieliśmy, żebyście grali aż tak mocno w defensywie. Zawodniczkom ciężko było się przestawić na taki styl?
Tak naprawdę wiadomo było, że defensywa będzie decydująca, ale styl grania Saragossy nas zmusił do tego. My gdzieś tam w polskiej lidze mamy ten potencjał ofensywny spory, ale w naszej lidze nie ma aż takiej różnicy fizyczności, jakiej doświadczyliśmy tutaj. One były na każdej pozycji wyższe, silniejsze i to spowodowało taki styl grania, nie do końca zależny od nas. W EuroCup sędziowie pozwalają na troszeczkę więcej i tego się spodziewaliśmy. Było więcej walki, agresywności i tak te mecze wyglądały.
Lublin coraz bardziej zarysowuje się na tej europejskiej mapie żeńskiej koszykówki.
Oczywiście, że tak. Przez ostatnie dwa lata klub zrobił taki dużo krok w stronę rozpoznawalności. Już w tym sezonie każdy wie, że jak będzie grać z Lublinem, to nie będą to na pewno łatwe mecze. W tamtym roku byliśmy w czołowej ósemce EuroCup, w tym w czołowej szesnastce. Ta rozpoznawalność klubu, przynajmniej na tym europejskim poziomie, jest już coraz większa, a o to też nam chodziło.
Do kolejnego meczu jeszcze sporo czasu. Jak go spożytkujecie?
Dziewczyny, które nie pojechały na kadrę w piątek i w sobotę jeszcze ćwiczyły z nami. Teraz mamy tydzień wolnego i spotykamy się tak naprawdę w niedzielę. Myślę, że ta przerwa jest każdemu potrzebna. Zawodniczki są zmęczone, bo oprócz wymagających spotkań nie możemy zapominać, że są to ciężkie podróże. W Saragossie wstawaliśmy o czwartej rano i wracaliśmy prawie 15 godzin. Jest to ogromny wysiłek dla osób, które dzień wcześniej rozegrały mecz i za dwa dni muszą rozegrać kolejne spotkanie. Cieszymy się z tej przerwy, bo każdemu z nas się ona przyda. Natasha Mack wróciła na tydzień do Stanów, bo pół roku nie była w domu.
Polska liga jest bardzo nieprzewidywalna. Ostatnie wyniki waszych rywali z czołówki pokazują, że jesteście w stanie walczyć o TOP3.
Wszystko tak naprawdę jest w naszych rękach. Wszystko wskazuje na to, że jeżeli wygramy trzy mecze, to będzie realna szansa na zajęcie trzeciego miejsca. Już przed sezonem mówiłem, że ta liga jest bardziej wyrównana. Zespoły, które nie grają w EuroCup, mają teoretycznie większe budżety, sprowadzają lepszych zawodników. Te drużyny, które występują w europejskich pucharach, mają mniejsze czy większe problemy w lidze. Oprócz Gorzowa, który ma wyśmienity sezon, słabsze momenty zdarzają się nam, Polkowicom czy Arce.
Fot. Elbrus Studio
Autor: Rafał Małys