Walczyły do końca. Górą jednak warszawianki

MKS AZS UMCS Lublin uległ UKS-owi Varsovia Warszawa 24-29, ale końcowy rezultat nie oddaje przebiegu spotkania. Emocjonujące starcie rozstrzygnęło się w samej końcówce na korzyść liderek.

Taktyka defensywna lublinianek początkowo przynosiła efekty, bo rywalki nie mogły znaleźć sposobu na przebicie się. To przekładało się również na rezultat, który przez pierwsze minuty oscylował w granicach remisu (2-2). Słabszy moment w zespole z Lublina pojawił się, gdy akademiczki po raz pierwszy zagrały w osłabieniu. Tę przewagę wykorzystały przyjezdne, które odskoczyły na tablicy (5-9). Przełamanie przyszło za sprawą Weroniki Janczarek oraz Gabrieli Tomczyk, które dwukrotnie wpakowały piłkę do siatki gości (9-12). Gdy wydawało się, że lublinianki są na najlepszej drodze do odrobienia strat, warszawianki znalazły luki w defensywie gospodyń i powiększyły różnicę (13-17).

W drugiej połowie nawiązała się wyrównana wymiana ciosów, z której zwycięsko wyszły podopieczne Patryka Maliszewskiego. Zielono-białe zanotowały serię trafień z rzędu, a po mocnym rzucie Tomczyk mieliśmy 19-21. To sprawiło, że tym razem to Varsovia musiała ratować się przerwą na żądanie. Świetna kontra zamknięta przez Klaudię Kuc sprawiła, że obie drużyny dzieliła już tylko jedna bramka (23-24). Lublinianki nie dopięły jednak swego, bo karta odwróciła się na korzyść stołecznej ekipy. Varsovia złapała rytm w końcówce, bo w obronie była wręcz nie do przejścia, a w ataku radziła sobie zarzutów. W zespole z Lublina z pewnością pozostał spory nie dosyt, bo mimo dobrej gry przez większość spotkania, gospodynie uległy liderkom 24-29.

W przeciągu całych 60 minut mieliśmy dobre momenty, ale mieliśmy też słabsze. W tych newralgicznych momentach kiedy doskakiwaliśmy, kiedy dochodziliśmy do remisu, popełnialiśmy błędy. Wiara w zwycięstwo była jednak od początku do końca. Jestem zadowolony z tego meczu, bo zagraliśmy zdecydowanie lepiej niż w pierwszej rundzie – komentuje trener AZS Patryk Maliszewski.

Szkoda tego meczu, bo walczyłyśmy w obronie i starałyśmy się zrobić wszystko w ataku. Jeżeli chodzi obronę to byłyśmy bardzo dobrze przygotowane i dałyśmy z siebie bardzo dużo. Problemem była natomiast skuteczność w tych najważniejszych momentach. Zagrałyśmy lepiej niż w Warszawie, ale końcowe minuty zaważyły, że ten mecz jest przegrany – podsumowuje szczypiornistka zielono-białych Maria Szczepaniak.

Fot. Michał Piłat
Autor: Rafał Małys