Podczas niedawno zakończonych Lekkoatletycznych Akademickich Mistrzostw Polski konkurs rzutu dyskiem wygrała Anna Dąbrowska. W nagrodę prócz medalu otrzymała czerwony beret, upamiętniający pierwszą polską złotą medalistkę olimpijską ‒ Halinę Konopacką. Porozmawialiśmy z Anią o tym wyróżnieniu.
Złoto AMP. Jak ważny jest to sukces w Twojej karierze?
Ten medal to mój najważniejszy i dotychczas największy sukces. Złoto AMP jest dla mnie nie tylko ogromnym wyróżnieniem, ale też symbolem ciężkiej pracy, poświęcenia i zdyscyplinowania.
Jadąc do Łodzi chyba ciężko było oczekiwać, że wrócisz ze złotem. Czy może choć po cichu miałaś takie nadzieje?
Oczywiście! Nikt nawet o tym nie pomyślał, że mogę wrócić ze złotem (śmiech). Takie niespodzianki cieszą podwójnie i zapadają na długo w pamięci! Co prawda nadzieje miałam ale… na brązowy medal. Do Łodzi jechałam, by dać z siebie wszystko.
W finale zabrakło jednak głównej faworytki, Darii Zabawskiej, która pojechała już na zawody do Czech. Wtedy przemknęła myśl, że może jednak się uda?
A skąd! Poza zasięgiem była również Karolina Urban, którą z racji nieobecności Darii stawiałam w roli faworytki konkursu, co też pokazała podczas finału. O zdobyciu złota dowiedziałam się od… spikera. Ogłosił, że jestem złotą medalistką, choć w konkursie zajęłam drugie miejsce. Umknął mi fakt, że tegoroczne AMP są połączone z Mistrzostwami Polski AZS i nie wszyscy startujący reprezentowali swoje uczelnie, też kluby. Zatem ich wyniki nie liczyły się do klasyfikacji AMP. Tak było w przypadku Karoliny.
Trafiłaś do historii, bo jako zwyciężczyni AMP otrzymałaś już słynny czerwony beret upamiętniający Halinę Konopacką. Bardziej będzie cieszył on czy złoty medal?
Odpowiem bez zastanowienia: czerwony beret. To pamiątka na całe życie, która od dziś będzie przypominała mi o pracy, którą przez lata wykonałam. Cieszę się, że mogę chlubić się z posiadania tak cennej i symbolicznej rzeczy.
Finały AMP były dla Ciebie ostatnim startem w tym roku czy jeszcze coś planujesz?
Tak, to ostatni mój ostatni start tego sezonu. W planach na najbliższy miesiąc tylko odpoczynek i regeneracja.
Odbiegając nieco od samych wydarzeń z Łodzi. Powiedz jak to się stało, że trafiłaś na studia do Lublina i do AZS UMCS? Ściągnęła Cię tutaj bardziej uczelnia czy Klub Uczelniany?
To temat rzeka (śmiech). Temat studiów w Lublinie i możliwości dalszego rozwoju sportowego w klubie AZS UMCS zaszczepił mi już pod koniec 3 klasy technikum mój pierwszy kielecki trener ‒ Krzysztof Jóźwik. Do tej pory jestem mu za to ogromnie wdzięczna! I wtedy powoli zaczęła kiełkować we mnie myśl o chęci zmiany otoczenia i wyjazdu na studia do innego miasta. UMCS przyciągał ofertą studiów jak również (co dla mnie było istotniejsze), możliwością dołączenia do klubu AZS. Mocno interesowałam się kierunkiem rozwoju klubu i nie miałam wątpliwości, że kiedyś to będzie najlepszy klub w Polsce. Dziś jestem jego częścią i z dumą reprezentuje zielono-białe barwy.
Zazwyczaj wydaje się, że łączenie studiów i pracy czy sportu jest bardzo wymagające. Ale Ty właśnie kończysz jeden kierunek, zaraz zaczynasz drugi. To jak to jest tak naprawdę? Powiedz jak, to się robi?
Łączenie hobby, pracy czy uczelni jest kwestią umiejętnego organizowania czasu, a przede wszystkim jego szanowania. Zawsze wyciskam z niego co się da! To prosty klucz do sukcesu. Pracuję, studiuję dwa kierunki, trenuję 5-6 razy w tygodniu, a w tym wszystkim znajduje jeszcze chwilę dla siebie. Chyba nigdy nie zrozumiem osób, które narzekają na brak czasu czy dużo zajęć w ciągu dnia. Uszy do góry, przecież wszystko da się sensownie poukładać.
Co przede wszystkim dał Ci AZS? Niektórzy mówią, że przyjaźnie, innym nawet miłość. Kolejni doceniają warunki treningu czy doskonalenie samodyscypliny. Jak jest w Twoim przypadku?
AZS jest społecznością, która niesamowicie spaja zawodników. Czas spędzony na obozach, salach treningowych czy zawodach sprzyja zacieśnianiu przyjaźni. Ponadto kluby uczelniane dają ogromną możliwość rozwoju, samorealizacji oraz pracy z ludźmi z pasją, co najbardziej doceniam przez lata spędzone w Lublinie.
Rozumiem, że skoro zaczęłaś kolejne studia, to zawodniczką zielono-białych jeszcze kilka lat będziesz?
Jak najbardziej, z przyjemnością!
fot. Kinga Sałata
Autor: Kamil Wojdat