Jakub Wankiewicz: Chciałbym w przyszłości wprowadzić zespół do ekstraklasy

Niedzielny mecz z KS-em Sośnica Gliwice był setnym Jakuba Wankiewicza w barwach Luxiony AZS UMCS Lublin. Kapitan Dzików opowiedział nam nieco więcej o tym okrągłym jubileuszu. Zapraszamy do przeczytania rozmowy z zawodnikiem.

Za wami starcie z Sośnicą Gliwice. Dla innych zwykły mecz ligowy, dla ciebie jednak wyjątkowe spotkanie.
Na pewno, bo to było moje setne spotkanie w barwach Luxiony w pierwszej lidze futsalu. Bardzo wyjątkowy moment, tym bardziej że klub zadbał o to, żeby go w jakiś sposób uhonorować. Były pamiątki, a także pamiątkowa koszulka. Bardzo serdecznie za to dziękuję. Zabrakło jedynie tego zwycięstwa, które mogłyby być taką wisienką na torcie. Na pewno jednak zapamiętam ten mecz na długo.

Przed tobą szansa na jeszcze jeden jubileusz. Brakuje Ci zaledwie jednego gola, żeby także w tej statystyce pojawiła się setka.
Była w niedzielę szansa, żeby w tym setnym meczu strzelić setną bramkę. Nie udało się, ale taka też jest piłka. Ja do tego podchodzę na spokojnie, choć na pewno gdzieś tam po cichu na to liczyłem. Szkoda, bo ten gol mógłby nam dać trzy punkty, ale myślę, że prędzej czy później i ta setna bramka padnie na moim koncie.

Porównując samego siebie z pierwszego sezonu, jak duży progres zrobiłeś?
Zaczynający swoją przygodę z futsalem Jakub Wankiewicz był człowiekiem, który łączył granie na trawie z grą w hali. Myślę, że to jest ta główna zmiana. Tak naprawdę wystarczy spojrzeć w same statystyki, które od paru sezonów wyglądają zupełnie inaczej niż na samym początku. Od pewnego momentu postawiłem na futsal i myślę, że to od razu objawiło się też w moich wynikach czy to indywidualnych, czy też drużynowych. Jestem już bardziej dojrzały po tych kilku sezonach grania tutaj. Myślę, że to skutkuje doświadczeniem i to są te główne różnice, ale mam nadzieję, że będzie jeszcze lepiej.

Po tych sześciu latach co się z twojej perspektywy zmieniło w drużynie? Poza oczywiście składem personalnym.
No tak, skład się zmienia, choć tak naprawdę trzon drużyny przez te lata jest wciąż podobny. Poczynając od grającego trenera Łukasza Mietlickiego, Grzegorza Fularskiego, czy Tomka Ławickiego, a to są zawodnicy, którzy byli już w drużynie, kiedy ja swoją przygodę z futsalem dopiero zaczynałem. Uważam, że idziemy w dobrym kierunku, bo stawiamy na popularyzację tego sportu w Lublinie. Nasze działania są coraz większe w różnych zakresach. Teraz będziemy organizować młodzieżowe mistrzostwa Polski do lat 19. Mam nadzieję, że będziemy się rozwijać i może w przyszłości kiedyś uda się zdobyć tą wyczekaną ekstraklasę.

Mówi się, że napastnik im starszy, tym lepszy. Czy teraz łatwiej jest ci się zachować w polu karnym?
Myślę, że na pewno, bo często zdarzały się bramki określane lisem pola karnego. Okazje były wypracowane przez kolegów, a ja tak naprawdę byłem jedynie tym kończącym. Doświadczenie, znajomość drużyny, to jak oni grają i jak się poruszają, sprawiają, że łatwiej jest odnaleźć się na parkiecie i wiedzieć gdzie można się spodziewać podania. Znacząco to pomaga w trakcie gry.

Jedni przychodzą, drudzy odchodzą, a czy u ciebie była taka chęć spróbowania swoich sił gdzie indziej?
Były propozycje też całkiem niedawno. Miałem oferty z klubów z ekstraklasy. Niektóre rozmowy były mniej, niektóre bardziej zaawansowane, jednak na moją decyzję wpłynęło otoczenie czy nasz dyrektor futsalowej sekcji Artur Banasik. Moim głównym celem byłoby wprowadzić kiedyś naszą drużynę do ekstraklasy. Może nie w tym roku, może nie w przyszłym, ale głęboką wierzę, że Lublin w przyszłości zdobędzie tę Futsal Ekstraklasę, bo uważam, że na to zasługujemy. Być może dlatego zdecydowałem właśnie, że tutaj zostaję.

Najbliżej o tę ekstraklasę było dwa sezony temu.
Tak, pozostaje lekki niedosyt. To były sezony naznaczone covidem. Gdzieś tam w tych końcówkach nie sprzyjało nam po prostu szczęście, a do końca liczyliśmy się w walce o awans. To już przeszłość tak naprawdę. Możemy to sobie jedynie teraz powspominać. Mam nadzieję, że naszą dyspozycją, przede wszystkim na boisku, będziemy dążyć do tego, żeby w każdym kolejnym meczu inkasować trzy punkty. No i przyjemniej się być w górze tabeli i walczyć o awans niż bić się o utrzymanie, choć takie sezony też bywają, a tak było rok temu.

Tak jak wspomniałeś, swoje pierwsze futsalowe kroki stawiałeś u boku Łukasza Mietlickiego. Teraz jest on twoim trenerem. Czy jest różnica w relacji kolegów z boiska, a tą pomiędzy trenerem a zawodnikiem?
Jesteśmy kolegami, znamy się nie od dziś. Myślę, że przez naszą bliską relację staram się Łukasza wspierać w tym, bo domyślam się, jak ciężkie jest łączenie obowiązków grającego trenera. Trenować po części swoich kolegów nie jest łatwe, bo trener jest tą osobą, która jest nad zawodnikami i tak powinno być. Takie struktury są w każdym klubie, ale my zachowujemy te zdrowe relacje. Jest szacunek, ale jest też koleżeństwo.

Jest ambicja, żeby w tym sezonie powalczyć o koronę króla strzelców?
Przed tą kolejką byłem liderem tej klasyfikacji, ale nie wiem czy się to zmieniło po weekendzie. Na pewno gdzieś to się tam przewija, jednak patrzę na to bardziej przez pryzmat następnego meczu. Chciałbym w każdym spotkaniu dołożyć swoją cegiełkę i najlepiej, gdyby to była cegiełka dająca trzy punkty, których tak naprawdę potrzebujemy. Nie jest tak, że prześcigam się, nie wykonuję rzutów karnych. Nie mam do tego aspiracji, że stawiam te kolejne bramki ponad wszystkim. Cieszę się po prostu, że to tak naturalnie mi przychodzi i mam nadzieję, że będzie przychodziło do końca sezonu.

Fot. Elbrus Studio
Autor: Rafał Małys